Dywizjon 303
Doczekamy się wreszcie filmu o lotnikach Dywizjonu 303!
O potrzebie stworzenia takiego filmu mówiliśmy już w 2000r. Zaprosiliśmy wtedy do naszego Muzeum w Puszczykowie weteranów powietrznych walk, ażeby w 60. rocznicę Bitwy o Anglię uczcić pamięć wszystkich naszych lotników, którzy w bojach nad Brytanią tak chlubnie wyróżnili się odwagą, wyjątkowymi umiejętnościami i skutecznością. Niestety żaden poważny producent nie chwycił wówczas pomysłu.
Natomiast nasi południowi sąsiedzi Czesi nie zasypiali gruszek w popiele: w 2001r. nakręcili cieszący się powodzeniem obraz pt. „Ciemnoniebieski świat” o swoich lotnikach w Anglii. Żal chwytał za serce, że Czesi potrafią, a my nie umiemy pokazać naszych bohaterów. Tym bardziej, że polski wkład w tamto zwycięstwo był tak wielki. Znamienne, że najdzielniejszy z Czechów, sierżant Frantisek, na śmierć i życie związał się z Dywizjonem 303 i nie pociągał go nawet tworzący się czeski dywizjon myśliwski.
O tym, że legenda Dywizjonu 303 nadal jest żywa, porusza serca i budzi emocje przekonaliśmy się kilka tygodni temu, gdy odsłanialiśmy w Ogrodzie Kultur i Tolerancji replikę myśliwca Hurricane, którym latali nasi lotnicy w Anglii. Ogromne zainteresowanie uroczystością przeszło nasze oczekiwania!
Kolejne dni przyniosły jakże pomyślną wiadomość: otóżpodpisaliśmy z firmą producencką Film Media umowę o udzielenie praw na wykorzystanie książki „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera w filmie o lotnikach! Prezes zarządu Film Media Jacek Samojłowicz jest zdeterminowany, by stworzyć fabularny obraz o naszych asach. Producent obecnie kończy zdjęcia do filmu „Tajemnica Westerplatte”. Wkrótce zabierze się do dzieła o niezwykłych myśliwcach. Zebranie niemałej sumy na jego zrealizowanie, wg niego, nie powinno stanowić większego problemu. Pan Jacek twierdzi, że znalazł już inwestorów, którzy gotowi są dofinansować produkcję filmu. Przede wszystkim musi powstać świetny scenariusz – dodaje.
Pan Jacek Samojłowicz mówi o nowym wyzwaniu z takim zapałem, że zacząłem wierzyć, iż doczekamy się porywającego filmu o bohaterach Dywizjonu 303. Oni zasłużyli sobie na takie dzieło!
Gorącym orędownikiem powstania filmu jest Piotr Czaja, historyk z wykształcenia, wielki entuzjasta lotnictwa, chodząca encyklopedia wiedzy o losach myśliwców z Dywizjonu 303. To właśnie Piotr Czaja zainteresował Jacka Samojłowicza tym tematem i skontaktował producenta z nami.
Marek Fiedler 25/11/11
Niewzykły dar dla Muzeum
W kwietniu 2011r. państwo Ewa i Steve Love z Anglii ofiarowali naszemu Muzeum niezwykle cenną dla nas książkę. Jest to angielskie, wojenne wydanie „Squadron 303” Arkadego Fiedlera z wklejoną kartą, na której widnieją podpisy lotników i innych osób z personelu Dywizjonu 303. Podpisy zostały złożone 25 grudnia 1941r. podczas bożonarodzeniowej kolacji w bazie dywizjonu w Northolt. Wśród nazwisk na karcie są m.in. dr Zygmunt Wodecki, lekarz dywizjonu oraz słynni myśliwcy Jan Zumbach i Jan Daszewski.
Pani Ewa Love jest z pochodzenia Polką, mieszkała w Puszczykowie; dwadzieścia lat temu wyszła za Steva Love i osiadła z nim w Rugby w Anglii. Oboje są ludźmi wyjątkowo życzliwymi. Bardzo interesują ich losy naszych lotników, którzy tak dzielnie bronili Wielkiej Brytanii. Książkę tę kupili na aukcji w Anglii.
Za niezwykle cenny dla nas dar rodzinie Love z całego serca dziękujemy.
Ukazało się niemieckie wydanie „Dywizjonu 303”!
Gdy kilka lat temu Jarosław Ziółkowski napisał do mnie, że chciałby przetłumaczyć na język niemiecki i wydać w Niemczech „Dywizjon 303” – całym sercem poparłem projekt, ale równocześnie zadawałem sobie pytanie, czy Niemcy zechcą czytać książkę o dzielnych polskich myśliwcach, którzy tak skutecznie łoili skórę potężnej Luftwaffe w Bitwie o Anglię. Jarosław Ziółkowski był jednak głęboko przekonany, że warto udostępnić książkę naszym zachodnim sąsiadom. Zacytuję jego wypowiedź:
„Zawsze było dla mnie rzeczą więcej niż oczywistą, że istnieje niemiecki przekład „Dywizjonu 303”. I oto przed kilku laty, kiedy próbowałem doń dotrzeć, okazało się, że żyłem w błędzie. Wkrótce zrodził się pomysł wypełnienia tej luki własnym wysiłkiem i sumptem, a syn autora – Marek Fiedler – zaufał obcemu człowiekowi i bez wstępnych warunków dał mi zielone światło. Po drodze były odwiedziny Londynu – tu przede wszystkim lotniska w Northolt i tamtejszych polskich instytucji – jak i nawiązanie kontaktu z wieloma osobami w Anglii, Niemczech i Polsce. Wszyscy odnosili się do mojego projektu z sympatią i udzielali pomocy, w tym Luftwaffe w osobie oficera pełniącego służbę w punkcie informacyjnym. Pewien Niemiec stwierdził nawet, że taka książka od dawna powinna być dostępna w jego kraju.
Kilkanaście osób podjęło na rzecz projektu bezinteresowny, czasami znaczny wysiłek, wiele udostępniło mi zdjęcia, czy wręcz je dla mnie zrobiło. I tak w przededniu 70. rocznicy Bitwy o Brytanie mogłem odebrać z drukarni nakład pierwszego niemieckiego wydania legendarnej książki Arkadego Fiedlera.
Teraz zaczyna się ostatnia, oby nie najtrudniejsza faza tej przygody: „Dywizjon” musi trafić do rąk czytelnika niemieckiego, a tu – z braku funduszy na profesjonalną reklamę – liczy się każda pomoc: nawet promocja drogą pantoflową.
Być może ta publikacja zapoczątkuje serię przybliżającą naszym zachodnim sąsiadom najnowsze dzieje Polski – na początek nasz wkład w wysiłek aliantów, którzy także Niemcom przynieśli wolność, co od pewnego czasu rozumieją oni sami”.
Tyle Jarosław Ziółkowski.
Mnie nie pozostaje nic innego jak pogratulować tłumaczowi świetnego przekładu książki i niezwykle starannego jej wydania własnym wysiłkiem. Żywię nadzieję, że „Staffel 303” Arkadego Fiedlera poruszy niemieckiego czytelnika.
W dorobku translatorskim Jarosława Ziółkowskiego znajdują się m. in. tacy autorzy jak Franz Kafka, Rainer Maria Rilke, Christoph Ransmayr, Wolfgang Bauer, Jakob Arjouni czy Marcel Beyer (za „Latające psy” tego ostatniego tłumacz otrzymał nagrodę Fundacji Roberta Boscha). Nadto przekłady polskich tekstów na język niemiecki jak np. poświęcony Powstaniu Warszawskiemu „Mój warszawski szał” Włodzimierza Nowaka i Angeliki Kuźniak.
Marek Fiedler 9/07/2010
Dywizjon 303 w „National Geographic” – czerwiec 2009r.
Gdy dwa lata temu udostępniłem redaktor Martynie Wojciechowskiej komplet zdjęć mego ojca z jego pobytu w bazie Dywizjonu 303 w podlondyńskim Northolt w 1940 i 1941 roku – od razu zdecydowała ona, że musi opublikować ten materiał na łamach „National Geographic”.
„Ponownie sięgnęłam po „Dywizjon 303” – napisała – i zrozumiałam fenomen tej książki – ponadczasowość. Zbieranina indywidualności, niepokornych dusz, zawadiackich charakterów, a jednak wspaniałych żołnierzy o odwadze, która wzbudziła podziw świata. Fiedler opisał ludzi z krwi i kości, choć z szacunkiem należnym bohaterom. Wierzcie mi jednak, że dopiero wyjątkowe fotografie wykonane przez Fiedlera dopełniają całości”.
„Artykuł o Dywizjonie 303 – dodała Martyna Wojciechowska – jest kolejną publikacją z cyklu „Śladami wielkich polskich podróżników”, ale wyjątkową przez fakt, że pozwala ocalić część historii naszego narodu dla przyszłych pokoleń”.
„National Geographic” zorganizował również w czerwcu 2009 wyjątkową wystawę fotograficzną pt.: „Dywizjon 303 w obiektywie Arkadego Fiedlera” w Empiku Junior w Warszawie. Redakcja wybrała 30 najciekawszych fotografii spośród kolekcji liczącej ok. 200 zdjęć mego ojca. Niektóre z przedstawionych fotografii pokazano szerokiej publiczności po raz pierwszy od czasu wojny!
Dziękujemy redaktor Martynie Wojciechowskiej i całemu zespołowi „National Geographic” za podjęcie i zrealizowanie z wielkim sukcesem jakże pięknej i ważnej dla nas wszystkich inicjatywy.
Marek Fiedler
Takiego wydania „Dywizjonu 303” jeszcze nie było!
Jest to trzydzieste (już!) wydanie książki (Wydawnictwo Bernardinum 2009r.) - jakże odmienione i wzbogacone!
Przede wszystkim zdjęcia: jest ich w książce mnóstwo, przy czym wiele z nich nigdy dotąd nie publikowanych.
Tekst uzupełniono epilogiem. Zamieszczono także posłowie Marka Fiedlera i obszerne wspomnienie Witolda Urbanowicza o Arkadym Fiedlerze.
Książka zawiera interesujące objaśnienia historyczne, a także fachowe - np. opisujące walory techniczne i bojowe Hurricane’a. Są też biogramy myśliwców oraz spis wszystkich wydań „Dywizjonu 303”. Nie zapomniano również o mapce przedstawiającej teatr działań wojennych Bitwy o Anglię.
Całość pięknie wydano w twardej oprawie. Brawo Bernardinum!
Marek Fiedler
SPRAWA HONORU
Lynne Olson i Stanley Cloud to wspaniali amerykańscy autorzy bardzo ważnej dla nas książki SPRAWA HONORU. Miałem przyjemność poznać ich w listopadzie 2004 roku., gdy przebywali w Polsce, promując swą pracę. SPRAWA HONORU jest niezmiernie ciekawą opowieścią o losach pięciu myśliwców Dywizjonu 303, o ich niesamowitych dokonaniach w Bitwie o Anglię, i o tym, jak haniebnie zawiedli ich zachodni sojusznicy.
Książka zaczyna się od opisu Parady Zwycięstwa w 1946 roku w Londynie. Dumnie defilują Brytyjczycy i Amerykanie, Australijczycy, Kanadyjczycy, Czesi, a także Marokańczycy, artylerzyści z Brazylii, nawet żołnierze z Fidżi. Tylko nie ma Polaków. Bo władze brytyjskie nie zaprosiły ich, by nie urazić Stalina. W tłumie widzów stoi as Dywizjonu 303 Witold Urbanowicz, jeden z tych lotników, którzy ocalili Anglię. W pewnej chwili Urbanowicz odwrócił się, chcąc odejść. Stojąca obok starsza dama spojrzała na niego zdziwiona i spytała: „Dlaczego płaczesz, młody człowieku"?
SPRAWĘ HONORU polecam wszystkim - tę książkę trzeba przeczytać !
Marek Fiedler
Bohaterowie powietrznych walk w Muzeum-Pracowni Arkadego Fiedlera
W 60. rocznicę Bitwy o Wielką Brytanię gościliśmy w Muzeum-Pracowni w Puszczykowie polskich lotników-weteran
ów II Wojny światowej. Podczas tego historycznego spotkania uczciliśmy pamięć wszystkich naszych lotników, którzy w bojach nad Anglią tak chlubnie wyróżnili się niezwykłą odwagą i determinacją, wyjątkowymi umiejętnościami i skutecznością.
Bitwa o Wielką Brytanię była pierwszym wielkim zwycięstwem aliantów, jednym z punktów zwrotnych Wojny. Ofensywa powietrzna Niemców, która miała poprzedzić inwazję na Wyspę, została odparta. Po stronie brytyjskiej walczyło
145 Polaków. Swą niezłomną postawą zjednali sobie wdzięczność u Anglików. Widząc naszywki "Poland" na rękawach, zapraszano ich do domów, konduktorzy nie brali od nich opłat, barmani fundowali im kielicha.
Największą sławą okrył się Dywizjon 303. Nasz ojciec poznał myśliwców dywizjonu w krytycznych dniach Bitwy o Brytanię, we wrześniu 1940. Łatwo zaprzyjaźnił się z nimi, zwłaszcza z Witoldem Urbanowiczem, asem przestworzy. Ojciec dawał Urbanowiczowi kolejne rozdziały swej książki o Dywizjonie 303 do przeczytania, oczekując uwag. Była to cenna współpraca dla autora-piechura (ojciec był porucznikiem piechoty), który oswajał się z fachowymi terminami lotniczymi.
Książka, która niebawem poszła w świat, dobrze spełniła swe zadanie. Zwłaszcza w okupowanej Polsce, gdzie egzemplarze ze zrzutów i podziemnych wydań krzepiły ducha.
Pod wpływem lektury "Dywizjonu 303" w oddziale AK w lasach pod Radomskiem powstał skomponowany przez partyzanta "Garda" do słów "Czechury" Hymn Dywizjonu 303. Nuty i słowa pieśni dotarły wkrótce, przypuszczalnie drogą kurierską, do Londynu, gdzie polscy lotnicy serdecznie przyjęli ten dar od towarzyszy broni z Kraju. Opowiedział nam o tym świadek tamtych Wydarzeń, żołnierz AK Zbigniew Zieliński, były minister d/s kombatantów.
Podczas spotkania w Muzeum-Pracowni wśród lotników - weteranów odżywały wspomnienia chwil bardzo pamiętnych. Padło też wiele ciekawych uwag. Choćby o przyczynach wyjątkowej sprawności bojowej polskich myśliwców. Nauczono ich latać na przestarzałych P-11, bez żadnych systemów wspomagających, wskutek czego ich wyczucie i opanowanie maszyny było nadzwyczajne, a w kampanii wrześniowej tylko fantastycznymi manewrami mogli dorównać Niemcom. Nawiasem mówiąc, niemieccy myśliwcy byli "brawurowi" w Polsce, gdzie mieli przytłaczającą przewagę. Ostrzeliwali na ziemi wszystko, co się ruszało. Natomiast nad Anglią, stracili pazury, spokornieli. Nieraz na widok atakujących Polaków zmiatali aż się kurzyło.
Gdy przysłuchiwaliśmy się opowieściom naszych gości, członków Stowarzyszenia Lotników Polskich, na czele z prezesem, pułkownikiem pilotem Ignacym Olszewskim, ongiś dowódcą Dywizjonu 302, jedna rzecz szczególnie nas uderzała - ich niezwykła skromność. Mówili o swych wyczynach bez śladu patosu, jak o czymś najzwyklejszym, powszednim. Oni po prostu spełniali w tamtych gorących dniach swą żołnierską powinność.
Wspaniali ludzie, tak wiele im zawdzięczamy.
Wspaniali ludzie, tak wiele im zawdzięczamy.
Czytaj również: „W poszukiwaniu śladów Dywizjonu 303”